Przekraczając próg kościoła Ewangelicko – Augsburskiego pod wezwaniem św. Mateusza doświadczyliśmy multimedialnej podróży w czasie poświęconej Krzysztofowi Komedzie. Muzyczna wędrówka, która swoją premierę miała w Częstochowie, tym razem wzbogacona została o łódzkie wątki z życia legendarnego kompozytora.
„Wszystko zaczęło się w Łodzi” – wspomina jazzman Michał Urbaniak. To przecież właśnie tutaj na przełomie lat 50-tych reaktywowali swoją działalność Melomani – pierwszy polski jazzband, w którym grał oczywiście Komeda. To tutaj muzyk poznał również Romana Polańskiego.
Zaczęło się niewinnie – pierwszą ilustrację muzyczną Komeda stworzył do etiudy „Dwaj ludzie z szafą” (1958). Polański wspomina, że Komeda zapytany kiedyś przez dziennikarza, jak określiłby charakter swojej muzyki, odparł natychmiast: „filmowa”. Michał Urbaniak dodaje, że był to człowiek niezwykle wrażliwy na obraz, na dźwięk, na życie.
Komeda to jedna z barwniejszych postaci sceny muzycznej tamtego okresu. Anegdoty z czasów jego młodości były pretekstem do przypomnienia widzom historii polskiego jazzu oraz wpływu, jaki na jego rozwój miał Krzysztof Komeda. „Potrafił machnąć lekko ręką i z trzech dźwięków stworzyć coś oryginalnego” – mówi Andrzej Wojciechowski, członek Melomanów. Dzięki opowieściom tym, publiczność miała szansę poznać wiele ciekawostek z życia artysty np. historię powstania jego pseudonimu artystycznego.
Oprawę muzyczną widowiska zawdzięczamy wrocławskiemu septetowi jazzowemu EABS. Muzycy stworzyli album poświęcony temu niezmiennie inspirującemu kolejne pokolenia kompozytorowi. Na scenie nie mogło oczywiście zabraknąć łódzkiego akcentu – obecny był wybitny pianista Witold Janiak i Łukasz Lach, lider zespołu L.Stadt. Żywiołowa muzyka kontrastowała z monumentalną przestrzenią kościoła, a rewia barw podkreślała architektoniczne detale. Synteza muzyki, obrazu, barw i architektury wydaje się być zatem idealnym ukoronowaniem twórczości tego wszechstronnego kompozytora.
Pokaz filmu nagrodzonego na tegorocznym festiwalu w Gdyni Nagrodą Publiczności, to nie jedyny powód, dla którego widzowie tak tłumnie zawitali w sobotni wieczór do kina Helios. Organizatorzy przygotowali dla nich kilka niespodzianek.
„Gdy jego nazwisko pojawia się w obsadzie filmu, to możemy być pewni jego jakości” – takim wstępem powitał nagrodzonego Złotym Glanem aktora, Janusza Gajosa, producent festiwalu Cinergia, Sławomir Fijałkowski. „Po takich słowach aż strach się odezwać” – odpowiedział żartem aktor i poważniejszym tonem dodał: „Dziękuję, że zaliczany jestem do grona ludzi, którzy uprawiaj sztukę utożsamianą z niezależnością”.
Nie obyło się oczywiście bez nutki melancholii. Artysta przyznaje, że każda podróż do Łodzi to dla niego sentymentalny spacer po okresie własnej młodości. „Czasem przechadzam się po Piotrkowskiej i rozmyślam, ile to zelówek tutaj zdarłem” – zamyślił się aktor. Na pytanie o wrażenia na temat filmu odpowiedział ze znanym sobie poczuciem humoru: „przyszliście państwo na świetny film, wiem, bo sam widziałem”. Aktor przyznał, że seans daje dużo satysfakcji, bo opowiada o rzeczach prawie niemożliwych, a jednak wydarzających się.
Tego samego zdania jest odtwórczyni roli Ewy, Kamila Kamińska, z którą widzowie mieli szansę spotkać się po seansie filmu. Aktorka przybliżyła sylwetkę Jerzego Górskiego: „niezwykłość to słowo idealnie opisujące Jerzego; magia, którą emanuje, przechodzi na innych”. Zdradziła ona również, że miała powstać amerykańska wersja filmu. Twórcy doszli jednak do wniosku, ze towarzyszący dziełu kontekst jest na tyle polski, że nie może być ono zrealizowane przez twórców zagranicznych. Widzowie dopytywali się, czy wszystkie wydarzenia pokazane w filmie naprawdę miały miejsce. Aktorka zacytowała samego Jerzego Górskiego, który na podobne pytania odpowiada, że wszystko, co jest w tym filmie się wydarzyło, ale nie zawsze jemu.
W ramach „deseru” zaprezentowany został ekskluzywny materiał filmowy – około 20 minut, które nie weszły do ostatecznej wersji filmu. Ze względów czysto technicznych reżyser musiał poświęcić je na stole montażowym, ale są one na tyle dobre, że zdecydował się pokazać je publiczności.
To z pewnością był wieczór z wyjątkowym gościem, wyjątkowym filmem i w wyjątkowym mieście filmowym.
Jakub Gierszał to aktor młody i obiecujący. Nie tylko współpracował on z Agnieszką Holland przy realizacji Pokotu, ale miał również okazję zagrać Jerzego Górskiego w Najlepszym (2017) oraz Michaela w Pomiędzy Słowami (2017). Spośród wyżej wymienionych filmów, dwa ostatnie – odczytywane, jako duży sukces dopiero rozpoczynającego karierę aktora – mieliśmy okazję obejrzeć w ramach Cinergii. Na tym jednak wkład Jakuba Gierszała w życie festiwalu się nie kończy. W czasie 22. Forum Kina Europejskiego, którego aktor jest honorowym gościem, uczestniczył on bowiem także w spotkaniach z widzami, a w czwartek 30 listopada poprowadził w Teatrze Nowym im. Kazimierza Dejmka warsztaty adresowane do licealnej młodzieży.
Wydarzenie to przybrało formę spotkania, na którym młodzi ludzie poznali sekrety warsztatu aktora. Po krótkiej prezentacji dotychczasowych dokonań artysty, zebrana w kręgu grupa zaczęła zadawać pytania. Niewielka i kameralna przestrzeń sali warsztatowej pomogła w przełamaniu barier i zbudowaniu przyjaznej atmosfery. Młodzież poznała między innymi historie związane z okresem dorastania aktora, drogę, która zaprowadziła go do szkoły teatralnej, a także jego wspomnienia związane z realizacją Sali Samobójców (2011) i Wszystkiego, co kocham (2009). Jakub Gierszał udzielił również kilku wskazówek osobom, które myślą o wybraniu podobnej ścieżki. Na koniec podzielił się on z uczestnikami warsztatów własnymi filmowymi preferencjami, zdradzając swoje zamiłowanie do dzieł Bergmana i aktorstwa Marlona Brando.
Dwie godziny spotkania wypełniły śmiech i wzruszenie. Po zrobieniu pamiątkowych zdjęć, uczestnicy opuścili salę zainspirowani i przepełnieni twórczą energią.
Jeden z najbardziej wyrazistych polskich aktorów filmowych i teatralnych. Znany z takich filmów, jak „Sala samobójców”, „Yuma”, „Hiszpanka” czy „Pokot”. Na deskach teatralnych zadebiutował u mistrza Krystiana Lupy w „Mieście snu”. Pracuje w Polsce i w Niemczech. Na 22. Forum Kina Europejskiego 229 ORLEN Cinergia pokażemy najnowsze filmy z jego udziałem: „Najlepszy” Łukasza Palkowskiego (z bonusowymi scenami) i „Pomiędzy słowami” Urszuli Antoniak. Wydarzeniem specjalnym są warsztaty aktora z łódzką młodzieżą w Teatrze Nowym. Podczas gali zamknięcia festiwalu Jakub Gierszał zostanie uhonorowany Nagrodą Virako. Nagroda Virako, ufundowana przez firmę Monopolis, jest corocznym hołdem dla człowieka obdarzonego talentem i pasją. To wyraz uznania dla postaci wybitnej w polskiej kinematografii.
„Janusz Głowacki nie kojarzył się ze śmiercią” – stwierdzenie to otworzyło sobotnie spotkanie w Narodowym Centrum Kultury Filmowej upamiętniające polskiego dramatopisarza, scenarzystę, prozaika i po prostu wielkiego człowieka.
Gośćmi spotkania byli przyjaciele twórcy – Kazimierz Kutz, Krystyna Kofta, ks. Andrzej Luter, Janusz Gajos i inni. Pierwsze trzy spośród wymienionych powyżej osób podzieliły się ze zgromadzonymi osobistymi wspomnieniami o Głowackim. Przyjaźń z pisarzem była dla nich wszystkich zachwycającą przygodą, ale, jak się okazało, każdy znał go inaczej.
Kazimierz Kutz na przykład nazywał twórcę po przyjacielsku Głową. Reżyser dużo uwagi poświęcił kwestii tożsamości etnicznej pisarza – wg Kutza był on przedstawicielem „kultury literackiej zasymilowanych Żydów Warszawy”. Korzenie te, niezwykle dla Głowackiego istotne, były przez niego przepracowywane w późniejszej twórczości.
Nie zabrakło na spotkaniu interesującej polemiki nt. emocjonalności autora słynnych sztuk teatralnych oraz scenariuszy filmowych. Kazimierz Kutz twierdził, że Głowacki cieszył się wielkim zainteresowaniem kobiet, aczkolwiek pradziwa miłość nie była mu znana. Krystyna Kofta zaprzeczyła jednak uwagom reżysera, wspominając o olbrzymiej wrażliwości dramatopisarza, który był wspaniałym mężem, ojcem i przyjacielem. Ksiądz Luter podkreślał natomiast, że Głowacki, nie będąc osobą religijną, posiadał niesamowitą wrażliwość chrześcijańską. Podzielił się on również interesującymi anegdotami związanymi z postacią mistrza pióra i słowa.
Spotkanie upamiętniające wybitną postać polskiej kultury przebiegło w przyjaznej atmosferze, czego świadectwem mogły być niosące się po sali salwy śmiechu (wywoływane głównie przez dowcipne, ale szczere wypowiedzi Kutza). Zmarły 19 sierpnia 2017 roku Janusz Głowacki w perspektywie bliskich był osobą niejednoznaczną – tajemniczą, smutną, przepełnioną bólem, ale jednocześnie czułą, wrażliwą i obdarzoną wspaniałym poczuciem humoru. Słowom gości towarzyszyły nagrane wypowiedzi Grażyny Torbickiej oraz Janusza Zaorskiego, którzy wspominali swojego przyjaciela jako ogromnego erudytę oraz, co ciekawe, jako pasjonata samochodów Alfa Romeo. Rozmówcy przypominali okres emigracji Głowackiego, jego liczne sukcesy twórcze w dziedzinie literatury, teatru i filmu.
Początkowo zróżnicowane refleksje, na koniec spotkania uległy ujednoliceniu. Wszyscy wyrazili zaskoczenie wywołane śmiercią przyjaciela, podkreślając, że wciąż odczuwają oni jego obecność. „Janusz Głowacki będzie żyć, dopóki jego utwory będą czytane, a sztuki będą wystawiane w teatrach” – tak spuentowana została dyskusja na temat życia twórcy.
W piątkowe popołudnie, w studiu tv znajdującym się w budynku łódzkiej PWSFTviT zebrała się tłumnie festiwalowa publiczność. Każdy z niecierpliwością czekał na spotkanie z gościem specjalnym. Na sali panowało ożywienie i zamęt, lecz w momencie, w którym próg studia przekroczył Kazimierz Kutz wszystko na chwilę się uspokoiło. Magnetyzującego swoją obecnością gościa przywitano gromkimi brawami.
Związany z polską szkołą filmową reżyser zasłynął przede wszystkim z tzw. trylogii śląskiej (Sól ziemi czarnej (1969), Perła w koronie (1971), Paciorki jednego różańca (1979)). Jego twórczość była wielokrotnie nagradzana i doceniana za odzwierciedlające się w jej formie poszanowanie tego, co prowincjonalne i proste.
Kiedy reżyser przemawiał do festiwalowej publiczności nie utrzymywał wobec niej dystansu, czego można by się było spodziewać po twórcy podobnego kalibru. Wręcz przeciwnie, przyjął on postawę skromności i prostolinijności, co sprawiło, że zebrani poczuli się jakby przebywali na spotkaniu z przyjacielem (mówił – „jestem plebejem”), a nie z jednym z ojców polskiego kina.
Jego zaskakujące wyznania i żarty wywoływały nieprzerwane salwy śmiechu. Reżyser mówił o gnębiącym go na każdym kroku wyczuleniu na piękno (zwłaszcza na piękno kobiece), o tym, że jednym z jego największych osiągnięć było przejście przez Szkołę Filmową na trzeźwo, by na koniec stwierdzić, że „psychicznie jest już właściwie kobietą”, rozbrajając tą uwagą wszystkich świadków spotkania.
Kiedy przemawiał, opowieści wylewały się strumieniem z jego ust. Momentami można było odnieść wrażenie, że obcuje się nie z człowiekiem, ale z chodzącą historią. Kazimierz Kutz przemawiał nie tyle we własnym imieniu, co w imieniu swojego pokolenia, dając świadectwo o przeszłości, którą w czasie mówienia sam się stawał. Opowiadał o początkach łódzkiej filmówki, o dynamice rozwoju polskiej szkoły filmowej, o walce, jaką musiał stoczyć, aby jego pierwsze filmy mogły powstać i być pokazywane szerokiej widowni.
Spotkanie zostało ukoronowane oficjalnym wręczeniem reżyserowi nagrody Złotego Glana za całokształt twórczości. „Gdybyście nagradzali Wajdę, zapewne dalibyście mu but ułański” – żartobliwie podsumował ceremonię Kutz, stawiając siebie po stronie kultury ludowej. Później nastąpiła projekcja jednej z pierwszych filmowych etiud reżysera pt. Słowo honoru (1953), która stanowiła tylko przedsmak zamykającego spotkanie pokazu Nikt nie woła (1960) w przepięknej, odrestaurowanej wersji.
Najlepsze realizacje dyplomowe Pracowni Scenografii i Kostiumu Akademii Sztuk Pięknych im. Wł. Strzemińskiego w Łodzi. W sceniczno-filmowym porządku zaprezentowane zostaną filmowe etiudy scenograficzne i aktorskie sceny kostiumowe związane z różnymi gatunkami filmowymi – począwszy od kina noir i fantasy, poprzez interpretację klasyki, aż po sceny związane z realizmem magicznym, fantastyką grozy, science fiction, political fiction czy komiksem anime. Za scenariusz i reżyserię odpowiada Ewa Bloom-Kwiatkowska.
Marek Napiórkowski oraz Adam Lesicki to duet polskich muzyków jazzowych, który w sobotni wieczór wystąpił w Radiu Łódź w ramach muzycznej części tegorocznego festiwalu poświęconej twórczości Krzysztofa Komedy.
Kilka minut po dwudziestej w studiu im. H. Debicha w Radiu Łódź rozpoczął się koncert polskich mistrzów jazzowej gitary. Marek Napiórkowski oraz Adam Lesicki podczas sobotniego występu zaprezentowali utwory ze swojego albumu „Celuloid”, idealnie wpasowując się w trwający od czwartku festiwal. W nowych aranżacjach widzowie mogli wysłuchać kompozycji takich twórców jak: Wojciech Kilar, Andrzej Korzyński czy Jerzy „Duduś” Matuszkiewicz.
Polscy wirtuozi gitary z wyraźnym zaangażowaniem i entuzjazmem zaprezentowali swoje utwory publiczności. Koncert odbył się w kameralnej atmosferze, a odpowiednie światło oraz przytulne studio tylko uatrakcyjniły odbiór muzyki. Wykonawcy podczas tego wieczoru wielokrotnie nawiązywali kontakt z publicznością, opowiadając o swoich kompozycjach. Widoczne zamiłowanie do muzyki i pasja, z jaką Napiórkowski oraz Lesicki zaprezentowali się przed słuchaczami sprawiły, że występ oglądało i co najważniejsze słuchało się z dużym zainteresowaniem.
Koncert Marka Napiórkowskiego oraz Artura Lesickiego był ponad godzinną okazją do snucia wspomnień i refleksji o polskim kinie, a także szansą spędzenia uroczego wieczoru z dobrą, polską muzyką jazzową.
W ramach 22. FKE Orlen Cinergia w Galerii Fotograficznej im. Eugeniusza Hanemana (ul. Piotrkowska 102) można od 28 listopada do 11 grudnia podziwiać wystawę pt. 40 lat wśród gwiazd, której autorem jest Jerzy Kośnik, wybitny fotograf znany przede wszystkim ze swoich ikonicznych portretów gwiazd świata filmu oraz muzyki. Jej uroczysty wernisaż odbył się we wtorek o godzinie 18:30. Wtedy to, w obecności zgromadzonych licznie odwiedzających, Sławomir Grzanek i Sławomir Fijałkowski przywitali uroczyście Jerzego Kośnika. Artysta nie ukrywał zadowolenia z możliwości ponownej wizyty w Łodzi i wystawienia tu swoich zdjęć (ostatnia miała miejsce 20 lat temu!): Łódź leży u początków tego, co zrobiłem. Z dziką radością tutaj wracam. Słowa te wywołały gromkie brawa, po których zgromadzeni rozpoczęli oglądanie prac.
Wernisaż cieszył się ogromnym zainteresowaniem zarówno ze strony profesjonalnych fotografów, jak i amatorów lub przypadkowych przechodniów, którzy wchodzili do galerii przyciągani wyświetlanymi na ekranie telewizora zdjęciami. Wszędzie odbywały się ożywione rozmowy na temat sław występujących na portretach, na których można było rozpoznać m.in.: Bożenę Dykiel, Katarzynę Figurę, Krzysztofa Kieślowskiego, Annę Dymną, Jane Fondę, Jacka Nicholsona czy Davida Bowiego. Kośnik przedstawiał genezę powstania poszczególnych zdjęć oraz udzielał informacji na temat pracy z daną gwiazdą. Na każde pytanie odpowiadał z wielkim zaangażowaniem oraz pomagał zidentyfikować niektóre postacie, jeśli oglądający mieli z tym problem. Uczestnicy wernisażu chętnie wpisywali się do pamiątkowej księgi gości oraz pozowali do zdjęć na tle znanych z czerwonego dywanu gwiazd.
Była to świetna okazja do zapoznania się z czterdziestoletnim dorobkiem twórczym oraz osobą Jerzego Kośnika. Tych, którym nie udało się do tej pory zobaczyć wystawy, zachęcamy do odwiedzenia galerii.
Nasi goście m.in. Andrzej Chyra, Jakub Gierszał, Jowita Budnik, tegoroczna Miss Polonia 2017 – Agata Biernat, a także prezydent Zduńskiej Woli Piotr Niedźwiecki przed Galą Finałową 22. FKE ORLEN Cinergia podpisywali bombki choinkowe, które trafią na aukcję charytatywną. Dochód z ich sprzedaży zasili Fundacja Gajusz, która od blisko 20 lat pomaga nieuleczalnie chorym dzieciom, małym pacjentom z onkologii oraz rodzinom borykającym się z chorobą lub stratą dziecka.